Jest ciepło, można by rzec że odrobinę upalnie i taki stan nam odpowiada. Radzimy sobie we trzy.
Powoli przyzwyczajamy się do codziennych nieobecności mr. G choć, Lenie przychodzi to z trudem.
Wczoraj zaliczyliśmy pierwszą tą najbardziej znienawidzoną popołudniową zmianę. Lena przy tej okazji uparła się, że czeka na tatę*. Gdy Kinia padła ściągnęłyśmy z Leną pranie, okazało się że już latają chrabąszcze i wcale za nimi nie przepadamy. Mi kojarzą się one z mymi szczenięcymi latami jak to chłopaki nazywali je "majkelami" i łapali aby rzucać nimi w dziewczyny - to był czas zabaw długiego przesiadywania na dworze i wpadania do domu po kromkę chleba ze smalcem, którą pochłaniało się już na dworze, żeby ie tracić czasu... ech ale się rozmarzyłam.
Dziś popołudnie należy do naszej 4 mamy z mr. G pewien szatański plan, oby wypalił :))
dobrego dnia
*wytrzymała, buzia jej się nie zamykała tyle miała tacie do powiedzenia, dała się oddelegować do wyrka dopiero o 23, co nie przeszkodziło jej wstać dziś o 8 rano
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz