Dzień dziecka przywitaliśmy iście ekstremalnymi wrażeniami. Lena miała 40 stopni gorączki, szybka akcja i udało mi się to zbić. Po godzinie panna latała po mieszkaniu niczym skowronek.
Jeden kryzys zażegnany, ale był jeszcze drugi... pogoda. Za oknem lało, lało i lało no masakra jakaś. Impreza w domu kultury z basenu została przeniesiona do kina i tam panny moje zostały wymalowane, i zostały posiadaczkami fioletowych balonowych kucyków. Lena już zamówiła takie balonowe motańce na swe urodziny.
Na szczęście niedziela okazała się cudnym słonecznym dniem, wiec wybraliśmy się na lody i takie "napowietrzne" harce.
Było to co dziewczyny lubią najbardziej
rower, lody no i woda ;)
a dziś u nas znów leje i to od dwóch dni :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz